Koszyk
Fakty i mity

Fakty i mity

| Autor: Dr Inż. Ewa Starzyk

Z tego artykułu dowiesz się:

• co sprawia, że wątpimy w naukę, a wierzymy influencerom?

• jak kryzys zaufania do nauki wpływa na przemysł kosmetyczny i marketing?

• gdzie szukać wiarygodnych informacji na temat bezpieczeństwa kosmetyków?

• jaką rolę w ocenie bezpieczeństwa kosmetyku pełni safety assesor?

Okiem ekspertów | Każdego dnia przyswajamy ogromne ilości informacji. Ich nadmiar sprawia, iż coraz częściej wpadamy w bańki informacyjne, poddajemy się opiniom influencerów czy pseudoekspertów, przyjmujemy nieprawdziwe informacje i w efekcie powielamy mity. A te wpływają na nasz obraz wiata i decyzje także te dotyczące wyboru produktów kosmetycznych.

Portale społecznościowe, magazyny, radio, TV, rozmowy. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, w jakim stopniu to, co oglądamy lub o czym rozmawiamy, śledzą i przetwarzają algorytmy w sieci. W codziennym pędzie brakuje nam czasu na filtrowanie newsów z każdej dziedziny życia i badanie, czy to, co właśnie widzimy lub słyszymy, jest prawdą, pochodzi z wiarygodnego źródła. Mechanizm ten jest też odpowiedzialny za wiele szkodliwych mitów, które narosły wokół przemysłu kosmetycznego.

Czy jesteś pewien?

W plebiscycie na najpopularniejsze uczucie ostatnich dwóch lat pandemicznej rzeczywistości podium należałoby do niepewności. Przenikająca tak wiele dziedzin naszego życia, może stać się motorem poszukiwań nowych rozwiązań, rzetelnych źródeł i twórczych zmian. Jednak jej połączenie ze społeczno-medialnymi zjawiskami, takimi jak bańki informacyjne, nadprodukcja treści czy działanie algorytmów w sieci, doprowadziło do powstania mieszanki wybuchowej, objawiającej się kryzysem zaufania do nauki i autorytetów, powstawaniem mitów konsumenckich i wysypem pseudoekspertów.

Kryzys, o którym mowa, obserwujemy nie tylko w Polsce, na całym wiecie, w każdym możliwym języku znajdziemy kontrowersyjne treści podważające fakty naukowe, niezależnie od tego, czy obiektem naszych poszukiwań będzie bezpieczeństwo szczepionek, czy składników kosmetycznych.

Kiedy doradcą staje się lęk

W gąszczu informacji, recenzji, artykułów poświęconych doniesieniom o prawdopodobnej szkodliwości składników, wielu konsumentów odczuwa strach. Zwłaszcza że na szali jest nie tylko wygląd, ale przede wszystkim BEZPIECZEŃSTWO. Zagubieni chętniej sięgają po opinie innych wierząc, że przefiltrowali ten ogrom informacji za nich. W skomplikowanym i coraz trudniejszym do ogarnięcia świecie wierzymy temu, kto w prosty sposób ostrzeże nas przed zagrożeniami. Tymczasem branżowa kolekcja fake newsów, które tak głęboko zakorzeniły się w naszych głowach, że opanowały nie tylko konsumentów, ale niekiedy i działy marketingu firm kosmetycznych, powiększa się.

Na celowniku

Zacznijmy od najbardziej znienawidzonych i zniesławionych, czyli słynnych parabenów. Zaczęło się od jednego, niewinnego doniesienia grupy badaczy. Zespół dr Darbre z uniwersytetu w Reading (UK) zidentyfikował śladowe ilości parabenów w tkance nowotworowej piersi. Bardzo szybko środowisko akademickie odrzuciło ten materiał badawczy i uznało go za nierzetelny, popierając te wnioski wyczerpującym rozumowaniem naukowym. Wielokrotne badania potwierdziły, że nie ma żadnej zależności między stosowaniem produktów z parabenami a zachorowalnością na raka piersi lub jajnika. Także różnorodne instytucje specjalizujące się w problematyce nowotworów stanęły w obronie parabenów. Mimo to deklaracje „nie zawiera parabenów” stały się oczekiwane przez konsumenta i z prędkością światła rozgościły się na etykietach, reklamach, ulotkach, w prasie, TV i na ustach niemal wszystkich marek obecnych na rynku. Podobny los spotkał także silikony, aluminium, parafiny, SLS i SLES, glikol propylenowy i wiele innych składników, które na pewno już nieraz widzielicie na tzw. czarnych listach, których pełno w internecie.

Fakty

Jak wygląda od strony prawnej i naukowej system, który zapewnia, że kosmetyki, których używamy, są bezpieczne? W UE, a tym samym w Polsce, funkcjonuje dwupoziomowy system oceny bezpieczeństwa kosmetyków, w który zaangażowanych jest wiele niezależnych instytucji i specjalistów w dziedzinie toksykologii. Zanim kosmetyk trafi na półkę w sklepie lub naszym domu, poddawany jest skrupulatnej i rzetelnej ocenie bezpieczeństwa wykonywanej przez wykwalifikowanego eksperta (safety assessora). Ten ocenia najpierw szczegółowo wszystkie składniki pod względem szkodliwości i wylicza, czy użyte w danym produkcie

i stężeniu są bezpieczne. Ocenia też gotowy produkt, pod względem mikrobiologicznym i dermatologicznym, na podstawie wykonanych badań. To pierwszy poziom oceny bezpieczeństwa produktów gotowych. Drugi to ocena składników przez instytucje. Jeżeli tylko na temat jakich składników pojawiają się nowe, ważne badania, np. toksykologiczne, niezwłocznie ocenia je Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS), niezależny zespół ekspertów działający przy Komisji Europejskiej. Regularnie aktualizuje on swoje opinie naukowe i zalecenia dla Komisji.

Wystarczy wątpliwość

Jeśli jaki składnik budzi wątpliwości, jego użycie w produkcie gotowym jest ograniczane lub wprowadzany jest zakaz. Komisja wprowadza odpowiednie przepisy, do których muszą się stosować i producent i safety assessor. A zgodność produktów na rynku, w tym zgodność składu kosmetyku z wymaganiami, weryfikuje podczas kontroli Państwowa Inspekcja Sanitarna i Inspekcja Handlowa.

W razie poważnych naruszeń nakładają one ogromne kary na producenta. Mnogość podmiotów zaangażowanych w ten proces powinna nas uspokajać. Skąd więc biorą się wątpliwości? Stad, że nie ufamy dziś autorytetom, a sami nie mamy wystarczającej wiedzy na temat chemii, toksykologii czy oceny ryzyka.

Ważna jest dawka

Często pojedyncze doniesienie lub informacja o szkodliwym działaniu jakiej substancji sprawi, że nie chcemy mieć już z nią do czynienia. A podstawowe prawo toksykologii, odkryte przez Paracelsusa, mówi, że wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo to dawka czyni truciznę. Wiele substancji może być ze swej natury w jaki sposób szkodliwych dla organizmów żywych, np. przy spożyciu w dużych ilościach. Śmiertelnym zagrożeniem może być nawet woda, gdy spożyjemy jej więcej niż 6 l w krótkim czasie. I to jest właśnie ryzyko. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że 6 l wody w wannie nie ma negatywnego wpływu na nasze skórę, dlatego ZAGROŻENIE jest tu zerowe. Inny przykład – w dużych ilościach szkodliwy może być retinol, w małych jest bardzo cennym składnikiem.

Strach przed nieznanym

Czasem znajomość danej substancji sprawia, że boimy się mniej. Wiemy, jak bardzo szkodliwy jest alkohol etylowy przy długotrwałym spożywaniu. Dowody naukowe są w tej kwestii miażdżące. Ale nikt nie zastanawia się, czy to szkodliwe działanie będzie miało miejsce, gdy użyjemy perfum.

W przypadku substancji o mniej znajomo brzmiących nazwach jesteśmy jednak nieufni. Każde doniesienie na temat parabenów, SLES, metyloizotiazolinonu itp. traktujemy jako zamach na nasze zdrowie i życie, nawet jeli SCCS ocenił, że w określonych zastosowaniach substancja jest bezpieczna. Co więcej, oceniając wpływ jakiejkolwiek substancji, musimy wziąć pod uwagę i jej naturę, i sposób oraz czas narażenia. Tym właśnie zajmuje się SCCS i safety assessor, który może ocenić ten wpływ na nasz organizm. Wniosek? Każdy prawidłowo wprowadzony do obrotu kosmetyk w UE jest bezpieczny dla naszego organizmu.

Bez, bez, bez…

Czasem mity powiela sama branża, podążając za trendem „bezów”. Bez parabenów, bez SLES, bez… Niektórzy oceniają, że idąc tym tropem sektor sam zapędził się w kozi róg. Bo skoro na jednych mitach budujemy naszą komunikację marketingową, jak później przekonać klienta, by zaufał nauce w innych kwestiach? Patowa sytuacja? Zwłaszcza że na rynku widać wiele nowych narzędzi pogłębiających ten trend. Składnikowe czarne listy, vlogi i blogi budujące na tym wątku swoje zasięgi, aplikacje mobilne w większości promujące dzielenie składników na złe i dobre są dziś uznawane za bardziej wiarygodne  źródła wiedzy dla konsumentów niż dermatolog, farmaceuta czy kosmetolog.

Profesjonalici w walce z mitami

Odpowiedzią Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego na wszechobecne mity konsumenckie dotyczące kosmetyków jest Kosmopedia.org. To siedem sekcji tematycznych, wiele artykułów na aktualne tematy i najważniejsze wciąż rozbudowywana encyklopedia składników.

Dla profesjonalisty i detalisty

Stworzona przez sztab ekspertów Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego Kosmopedia ma przypominać o tym, że każdy składnik, użyty do produkcji kosmetyków, jest przebadany i oceniony jako bezpieczny w określonym produkcie, w zatwierdzonej dawce, przy rekomendowanym sposobie zastosowania. Po co? By zredukować uczucie niepewności i przypomnieć, że branża podlega bardzo ścisłym regulacjom w Polsce i EU, a same kosmetyki kontrolowane są na każdym etapie od powstania do pustego opakowania.

Pamiętajmy o najważniejszym, dobór kosmetyków należy zacząć od zbadania potrzeb cery i dobrania składników, które najlepiej na te potrzeby odpowiadają. Dopiero na tej bazie można kierować się rekomendacjami innych, posiadających wiarygodną wiedzę, osób. Tak jest najbezpieczniej!¨

W UE, a tym samym w Polsce, funkcjonuje dwupoziomowy system oceny bezpieczeństwa kosmetyków. Zanim kosmetyk trafi do sprzedaży, poddawany jest skrupulatnej ocenie bezpieczeństwa wykonywanej przez safety assessora. Ten ocenia najpierw szczegółowo wszystkie składniki pod względem szkodliwości i wylicza, czy użyte w danym produkcie i stężeniu są bezpieczne. Ocenia też gotowy produkt, pod względem mikrobiologicznym i dermatologicznym, na podstawie wykonanych badań. Drugi poziom to ocena składników przez instytucje. Jeżeli tylko pojawiają się nowe, ważne badania, np. toksykologiczne, niezwłocznie ocenia je Komitet Naukowy ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS), niezależny zespół ekspertów działający przy Komisji Europejskiej.

dr inż. Ewa Starzyk

Dyrektor ds. naukowych i legislacyjnych w Polskim Związku Przemysłu Kosmetycznego

www.kosmetyczni.pl